czwartek, 5 maja 2016

Nowe opowiadanie !

Pragnę serdecznie zaprosić Was na moje, zupełnie nowe 
opowiadanie, które mam nadzieję również 
przypadnie Wam do gustu :

niedziela, 1 listopada 2015

Pożegnanie...

   Cóż...
Nic podobnego !
Bowiem...
Każdy koniec jest początkiem czegoś nowego, również ten.
 Dlatego też, już teraz pragnę Was zaprosić na kolejne moje opowiadanie.

Zapowiedź :                ,, Opowieść, o marzeniach,
                                  sile przyjaźni,
                                  uskrzydleniu jakiego dodaje miłość,
                                  o trudach życia,
                                  wzlotach i upadkach
                                        oraz...
                                  sztuce jaką jest wybaczenie..."
 Opowieść zupełnie inna od wszystkich, które dotychczas przeczytałaś,
zupełnie inna od tych, które jeszcze przeczytasz...
Pełna emocji,
pełna pasji,
czy zaraźliwej ?
                                   Przekonaj się...
                                    How to love



 W tym miejscu pragnę Wam jeszcze raz podziękować...
Za wszystko.
 Do zobaczenia.
<3
    <3
        <3
Choć...
To przecież...
Zaledwie początek...
                   


czwartek, 29 października 2015

Rozdział 40

                                 Ważna notka pod rozdziałem !


    Westchnąwszy głęboko, przetarłem opuszką wypolerowaną szybkę oprawionej fotogarfii, pozwalając by, umysł na nowo zalały ulotne wspomnienia słodkiego smaku jej delikatnych usteczek i intrygującego spojrzenia bystrych, migdałowych źrenic...
Tak cholernie za nią tęskniłem...
Nim jednak do końca zatraciłem się w, ów wspomnieniach, ich bolesny wodospad przerwał głośny trzask zamykanych z impetem drzwi wejściowych. Niczym wyrwany z transu, zamrugałem kilkakrotnie, a pozwalając rzeczywistości przebić ściany minionych dni z roztargnieniem rozjerzałem się dookoła, ponownie sprawdzając, czy aby na pewno w walizce jest wszystko, co mogłoby,  się przydać  podczas sześciomiesięcznej trasy.
 Gdy więc zza pleców dobieglo ciche mruknięcie, wzdrygnąłem się zmieszany.
- Niezłe...
Bąknął mężczyzna, zwróciwszy wzrok w jego stronę dostrzegłem jak z zainteresowaniem obraca w dłoniach delikatną, drewnianą ramkę, po czym z trudem hamując bolesny dreszcz, szybkim ruchem wyjąłem przedmiot z jego rąk.
Zaskoczony tak gwałtowną reakcją z mojej strony zaczął mi się wnikliwie przyglądać, ja natomiast unikając tego spojrzenia jedynie wpakowałem zdjęcie do walizki i narzuciwszy na ramiona polarową bluzę postąpiłem krok ku wyjściu na korytarz.
- Tęsknisz. za nią...
Usłyszałem jego głos, a przegryzając dolną wargę pchnąłem delikatnie masywne drzwi i wlokąc za sobą niemałą walizkę, podążyłem z wolna ku klatce schodowej.
- Jakie, to ma znaczenie...
Bąknąłem z trudem znosząc na sobie, przepraszające spojrzenie przyjaciela, który teraz kroczył niespiesznie u mojego boku, jakby obawiał się, że nie zdołam dojść do samochodu, o własnych siłach.
- Przestań.
Zrugał mnie oschle, na co posłałem mu pełne niezrozumienia spojrzenie i oparłszy się plecami, o bagażnik Range Rover'a począłem doszukiwać się, w jego milczeniu krzty wyjaśnienia.- Wypierając ją z pamięci, wcale nie ułatwisz sobie zapomnienia, o tym co do niej czujesz...
Znam cię Bruno i widzę jak cholernie dręczy cię myśl, że on...
- Zamknij się Phil !
Warknąłem, gwałtownie przerywając jego emocjonalny wywód i nawet nie zaszczycając go spojrzeniem wsiadłem za kierownicę granatowego jeep'a.
(...)
 Od momentu opuszczenia mojej posiadłości w samochodzie panowała grobowa cisza, co tylko wzmagało odgłosy walki jaką toczyły  myśli i w końcu chociaż usilnie pragnąłem ją zatrzymać, maska nieczułego sukinsyna zniknęła, pozwalając by, serce owładnęła paraliżująca myśl, o niechybnej stracie...
Zacisnąwszy palce na kierownicy spróbowałem pohamować zamęt w klatce piersiowej, lecz gdy tylko samochód ponownie utknął w sznurze poirytowanych kierowców nad rozumem wzięło górę serce....
Gwałtownie dociskając pedał gazu, ostrym szarpnięciem wyłamałem się zeń i nie bacząc na pełne rozdrażnienia spojrzenia innych uczesników ruchu pomknąłem pod prąd,
jednym z wolnych pasów.
                                         
                                                  *      *      *
- Powiesz mi łaskawie, co ty odpierdalasz ?!
Ryknął Phred gdy z piskiem opon skręciłem w jedną z leśnych ścieżek. -Gdybym tylko wiedział...- pomyślałem i zacisnąwszy usta w niepewnym uśmiechu, posłałem mu w lusterku radosne spojrzenie, na co jego oczy wywinęły teatralne koło i utonęły w punkcie, gdzieś za zaparowaną szybą.
 Z ulgą przyjąłem fakt, iż na horyzoncie zamajaczyły strzeliste wieżyczki, podstarzałej kapliczki, a przez zsuniętą szybę do środka poczęły sączyć się delikatne powiewy przynoszonego przez pobliskie morze wietrzyku.
Ustawiwszy auto na jednym z wielu, zastawionych miejsc parkingowych energicznie zeskoczyłem na ziemię i nie bacząc nawet, czy pozostali pasażerowie opuścili pojazd puściłem się biegiem wzdłuż wąskiego, żwirowego chodnika, prowadzącego pod same drzwi kościółka.
On wypowiadał ostatnie słowa przysięgi,
ona natomiast patrząc mu w oczy uśmiechała się delikatnie, a ów uśmiech sprawiał iż stawała się...
aniołem.
Poczułem jak wszystko we mnie zamiera,
jak serce przełamuje się na miliony, miliardy drobnych niczym pył kawałków,
 a oczy mimowolnie zachodzą łzami.
Więc tak właśnie się czujesz gdy twoje serce umiera ?
Wnet nasze spojrzenia się spotkały, a ja z trudem zdusiłem w sobie pełen boleści wrzask i odwróciwszy się z wolna, ruszyłem przed siebie...
(...)
- Ja...Nie mogę...
Jęknęłam, szybkim ruchem wyswabadzając dłoń z delikatnego uścisku Szwajcara i posyłając mu ostatnie spojrzenie, nie zważając na dziesiątki utkwionych we mnie źrenic i delikatną biel szpilek na stopach, opuściłam biegiem złocone promieniami zachodzącego słońca wnętrze kapliczki.
                                                     *      *      *
Przełknąwszy z trudem, rozchyliłam wargi, ale głos zamarł w zaciśniętym wzruszeniem gardle. Przyspieszywszy kroku poczęłam brnąć po złocącym się w ostatnich refleksach piasku by, już po chwili bez słowa wpaść  w ramiona Hawajczyka, który momentalnie oderwał moje ciało od ziemi i okręcając nas wokół swojej osi złączył nasze czoła i zatopił mnie w morzu kawy, pod powiekami.
- Tak bardzo cię przepraszam...
Przepraszam, za każde kłamstwo, za każdą łzę, którą przeze mnie wylałaś,
 przepraszam, że...
Zaczął, lecz nim wydobył z siebie kolejny potok słów przywarłam do jego warg i splatając spragnione jego bliskości palce na rozgrzanym karku chłopaka pozwoliłam by, nasze języki na nowo się odnalazły, a gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, nieprzerwanie tonąc w jego hipnotyzujących źrenicach, nim zdążył choćby rozchylić wargi, położyłam na nich palec i przybliżyłam twarz do jego policzka.:
- Przysięgnij, że nie pozwolisz  mi odejść...nigdy więcej.
Szepnęłam pozwalając by, po rozpalonym policzku spłynęło kilka łez .
- Dla ciebie wszystko, skarbie.
Wyszeptał, a ponownie odnajdując moje drżące wargi, dodał.:
Dla ciebie wszystko.
______________________

 Witam !
A więc...
oto przed Wami 40 rozdział...
ostatni rozdział...
Toteż pragnę Wam podziękować, podziękować wszystkim razem i każdemu z osobna...
                     Droga czytelniczko !
  Ponieważ nadszedl moment, w którym nasza przygoda z ,, Anything for you" dobiega końca, pragnę Ci podziękować. Za każde słowo, jakie do mnie skierowałaś, za każdą łzę jaką wylałaś, za każdy uśmiech jaki zaistnial na twoich ustach, za śmiech jakiego czytając ów opowiadanie doświadczyłaś.
Oraz za poświęcony mi czas.
Wszystko to bylo dla mnie...na wagę złota i nie skłamię, jeśli powiem iż jesteś ważną częścią, ów przygody, a pisanie dla Ciebie było...
jednym z najwspanialszych doświadczeń...
mojego życia.
Dziękuję, po stokroć i jeszcze bardziej.

Ps. W tym miejscu pragnę złożyć do Was wszystkich, już do prawdy ostatnią, największą ze wszystkich dotychczasowych próśb, a mianowicie.:
 CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ.
 Dla Ciebie to tylko jedna z wielu nie znaczących wiele chwil, dla mnie...
więcej niż tysiąc innych słów.

Jeszcze raz więc ogromnie dziękuję...
A jeśli nie chcesz się ze mną rozstawać...
Wróć w niedzielę !
Kocham Was !
<3

poniedziałek, 26 października 2015

Rozdział 39

 * ścieżka dźwiękowa *

  Krocząc z wolna po zasnutych granatem uliczkach San Jose'  z bólem patrzyłam na przetaczające się przezeń tłumy młodych, dojrzałych i starszych ludzi.
Tak różnych, zabieganych,szczęśliwych... tak odmiennych ode mnie.
Wcisnąwszy zaciśnięte pięści głębiej w kieszenie bluzy westchnęłam głęboko i zerknąwszy na horyzont przycupnęłam na zroszonej kroplami minionego deszczu ławce, a objąwszy ramionami kolana z zamyśleniem patrzyłam na stojącą nieopodal parę...
- Nie powinno cię tu być dzieciaku...
Usłyszałam jej głos nad sobą, a po chwili moje zmysły poczęły mimowolnie chłonąć unoszącą się wokół niej, kwiatową woń. Zacisnąwszy na moment wargi spuściłam wzrok by, po chwili skupić na niej całą swoją uwagę.
- Kim jesteś ?
Wychrypałam przyjmując na siebie kolejny, chłodny powiew nadchodzącej jesieni. Spojrzała ku mnie, rozchyliła usta, jej powieka zadrżała, a w szarych źrenicach zamajaczyły łzy.- Kim jesteś ?
Naciskałam, czując jak jej milczenie zasiewa we mnie kolejne ziarna niepewności.
- Gdyby nie ty...
Zamajaczyła i choć jedynym padającym na nas światłem była nikła łuna rzucanego przez pobliską latarnię światła, zdołałam dostrzec samotną łzę, która teraz powoli przetaczała się po jej zarumienionym policzku.- Odebrałaś mi go...
Poczułam jak moje ciało ponownie przeszywa dreszcz, znacznie ostrzejszy, niemal bolesny.
- Kogo ?
Zachrypałam, a przysuwając się w  jej stronę powtórzyłam.: Kogo, ci odebrałam ? Kim jesteś ?!
Widziałam jak słysząc mój ton zaciska szczękę, jak uwydatniają się jej kości policzkowe i jak kościste palce z wolna ocierają pozostałą na policzku, czarną łzę.
- Tamtego wieczoru...wrócił późno, był zdenerwowany. Roztrzęsiony. Próbowałam coś z niego wydobyć, ale gdy tylko byłam w pobliżu, on...unikał mnie, zbywał każdą rozmowę. Zadzwonił telefon, słyszałam...to była kobieta, płakała. Nawet na mnie nie patrząc spakował kilka rzeczy i wyszedł, bez słowa...Poszłam za nim, udał się do szpitala, poszłam za nim. Była tam, trzymała na ręku małe dziecko...dziewczynkę. Widziałam jak płacze biorąc ją na ręce, był szczęśliwy... wtedy...zdałam sobie ze wszystkiego sprawę, zrozumiałam czemu był nieobecny przez te wszystkie miesiące, zrozumiałam że kłamał, zrozumiałam że...chociaż to mi podarował pierścionek, chociaż to mnie poprosił o rękę...tą którą zawsze kochał była ona, to dla niej kłamał, to o nią walczył, to o niej myślał całymi wieczorami i to o niej myślał gdy mówil, o ideale. W końcu mnie dostrzegł. Moje serce...Złamało się, na miliony, miliardy drobnych kawałków. Uciekłam. Wołał, ale nie zatrzymałam się, pisał, przychodził do mnie, przepraszał, zaklinal się, że ona była błędem, że ja jestem tą jedyną, że...kocha tylko mnie. Nie wierzyłam mu, kazałam odejść. On...walczył, a ja...nigdy nikogo nie pokochałam tak jak jego. I co było najgorsze...potem napatoczył się inny mężczyzna był...- przerwała na moment i ocierając łzę z kącika oka uśmiechnęła się delikatnie,-...był uroczy, troskliwy...ale...nie był nim, nie był tym, dla którego biło moje serce, nie był tym u którego boku pragnęłam się budzić każdego dnia, dla którego pragnęłam oddychać... Raniłam go, raniłam siebie...W końcu coś się wypaliło, odszedł, a ja...nie uroniłam ani jednej łzy. Czułam się...podle, podle z myślą, że prawdopodobnie nigdy go nie kochałam, że pozwoliłam komuś kto kochał mnie ponad wszystko i dla kogo ja...zrobiłabym wszystko po prostu odejść. Pozwoliłam mu na szczęście z nią, myśląc że poznając kogoś innego ja również się wyleczę...
Straciłam wszystko...Wszystko, tylko dlatego że nie chciałam...nie umiałam mu wybaczyć ten jeden, ostatni raz...
Nie powinnaś iść w moje ślady, jesteś piękna, młoda i...zasługujesz na szczęście, zasługujesz by, być kochaną i by, kochać. Ale...jeśli teraz popełnisz błąd, stracisz wszystko. Zostaniesz z niczym, niczym prócz cierpienia...
Zakończyła i przełknąwszy ciężko ślinę, spojrzala mi głęboko w oczy.- Nie wiesz nawet kim jestem,
prawda ?
Nie umiejąc nawet zaczerpnąć powietrza, nie odrywając wzroku od rozpaczliwej głębi jej oczu pokiwałam glową przecząco. Ta jedynie zaśmiała się gorzko i podnosząc się na równe nogi wyciągnęła ku mnie szczupłą dłoń.- Scarlett Brown. Twój ojciec, nigdy się o mnie nawet nie zająknął, prawda ?
I w jednej chwili wszystko stało się jasne.
Oto stała przede mną kobieta, którą mój ojciec zostawił dla mamy, a która pomimo upływu...ponad dwudziestu lat nigdy nie przestała go kochać...
- Skąd wiedziałaś, że...
Zaczęłam z trudem wypowiadając każde słowo przez oplecione wzruszeniem gardlo.
- Jesteś taka jak on...identyczna.
Szepnęła, a po jej policzkach potoczyło się kolejne kilka łez.
- Przykro mi, że...przeze mnie, ty, wy...- szepnęłam rozbita, lecz nim kolejne słowa zdołały przemknąć pomiędzy drżącymi wargami moje ciało, oplotły jej troskliwe ramiona.
- Ciiiiii...to nie twoja wina, to ja...nawaliłam...Mój Boże nawet nie wiesz jak wiele dalabym za jeszcze jedną, jedyną szansę, za cofnięcie czasu...- wyszeptala, a  nieznacznie mnie od siebie odsunąwszy, dodała.: Ale ty, twoja szansa jest tutaj, teraz i...zamiast być tutaj ze mną...Powinnaś być w Los Angeles, powinnaś...posłuchać swojego serca. Wiem on cię zranił, ale...uwierz...nic nie boli bardziej niż patrzenie na innego mężczyznę i uświadamianie sobie, że...to mógł być on...
                                               
                                                        *     *      *
  Rozsiadając się na jednym z niewygodnych siedzisk najwcześniejszego pociągu do Los Angeles, rzuciłam ostatnie spojrzenie ku stojącej na peronie brunetce - Scarlett.
Kobiecie, która jak później mialam się przekonać...zmienila całe moje życie...
Po czym wypowiadając bezgłośne ,, dziękuję" opadlam głębiej w fotel i przymykając powieki pozwoliłam powieźć się do tego, w którego rękach pozostawiłam swoje serce, w którego oczach niegdyś utonęłam...bezpowrotnie.
(...)
 Pchnąwszy delikatnie szklane drzwi zakładu uśmiechnęłam się slabo i nie zwracając uwagi na utkwione w mojej osobie dziesiątki spojrzeń zasiadłam w głębokim fotelu tuż przed oniemiałą brunetką.
- Co... Gdzie byłaś...i
Zaczęła, obróciwszy fotel ku niej przywołałam na twarz delikatny uśmiech i przygryzając drgającą od zbierających się w sercu emocji wargę, szepnęłam.:
- Potrzebowałam oddechu, powietrza...
Szepnęłam i spuściwszy wzrok otworzyłam szerzej oczy.- Jane...
Jęknęłam z przejęciem i drżącą dłonią unioslam ku sobie nadgarstek przyjaciółki.- Czemu nic nie powiedziałaś ?!
Szepnęlam, a spoglądając jej w oczy stanęłam na równe nogi.
- Tak wiele się działo i... jakoś nie było kiedy. Poza tym zbliżał się twój ślub i razem z Cole'm stwierdziliśmy, że ta wiadomość, może zaczekać...
Wyszeptała by, już po chwili odwzajemnić złożony na jej szyi uścisk.
- Tak się cieszę ! Będziecie...- mruczałam, czując że buzuje we mnie zbyt wiele sprzecznych emocji.-...gratuluję skarbie ! I chcę...chcę byście wiedzieli, że macie moje najszczersze błogosławieństwo...
Dodałam w końcu się od niej odsuwając i posyłając w jej kierunku najszerszy uśmiech na jaki pozwoliły mi unieisone ku niebu kąciki ust.- Gratuluję...
Dodalam, a uścisnąwszy jej dłoń ponownie zasiadłam w fotelu i spoglądając na swoje odbicie, pozwoliłam by, zajął się mną otaczający nas od kilku minut wianuszek stylistek, kosmetyczek i makijażystek...
                                                         *      *      *
 Przeczesując raz po raz ułożone na bok włosy z zachwytem spojrzałam na własne odbicie, nie rozpoznając w nim siebie. Dziewczyna weń ukazana była bowiem jedynie złudzeniem, była tym czym ja chciałam sie stać jeszcze kilkanaście tygodni temu, zanim bezpowrotnie utraciłam zmysły...dla innego.
- Wszystko będzie dobrze, będzie lepiej...- szepnęłam do siebie i przygryzając drżącą wargę dodałam.: Tylko lepiej.
Wnet wrota obszernej komnaty, w której znajdowałam się od dobrych czterdziestu minut uchyliły się, a w złotawej poświacie zachodzącego z wolna Słońca ukazała się sylwetka mojej matki. Usilnie walcząc z targającymi mną emocjami odwróciłam się z wolna i nie chcąc by, ujrzala mój ból podeszłam do okna momentalnie zawieszając spojrzenie na rozbijających się, o brzeg, złoconych Klarą, spienionych bałwanach.
- Jestem taka dumna...
Szepnęła mi do ucha i oplatając mnie w tali, od tyłu złożyła na policzku delikatny pocałunek.- Jestem dumna, że pomimo okresu w jakim ostatnio się znaleźliście ty...zgodziłaś się na ten krok. Mój Boże...- szepnęła,
słysząc jak jej glos grzęźnie gdzieś w krtani, ocierając mokre oczy zwróciłam się ku niej i objęłam ramionami za szyję.- Przepraszam...- szeptała, opiewając mój policzek gorącym oddechem.- Po prostu nie mogę uwierzyć, że moja, mała córeczka wychodzi za mąż, że...dorasta.
- Mamo...- jęknęłam czując na obojczyku jej pojedyńczą łzę.
Nie potrzebowała więcej słów. Rozumiała.
- Obiecuję ci kochanie, że od teraz...wszystko będzie dobrze.- Odparła drżącym głosem, a ocierając samotną łzę z mojego policzka, dodała.: To twój dzień, aniołku...
 (...)
 Przełknąwszy ciężko ślinę położyłam drżącą dloń na ramieniu ojca i unosząc spojrzenie ku jego zatroskanej twarzy posłałam mu delikatny uśmiech.
- Jestem z ciebie dumny...
Szepnął, na co uśmiechnęłam się szerzej, promiennie i mrugając szybko zacisnęłam palce na jego dłoni.
Gdyby tylko wiedział jak wiele, to dla mnie znaczy...
Wnet kapliczkę wypełnił Marsz Weselny, mężczyzna posłał mi ostatnie spojrzenie, a gdy skinęłam porozumiewawczo głową poprowadził wolnym krokiem do ołtarza.
   Stając u boku Szwajcara, zmierzyłam go wzrokiem i mimo walczących we mnie emocji uśmiechnęłam się delikatnie. Ksiądz rozpoczął ceremonię, a już po chwili w moich uszach rozbrzmiał pelen emocji głos Artura.:
- Ja Artur Sulvan, biorę sobie ciebie Lano McCarthy za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz  że Cię nie opuszczę, póki śmierć nas nie rozłączy. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Wypowiedział na jednym tchu, nieprzerwanie patrząc z miłością w moje oczy. Pragnęłam odwzajemnić to spojrzenie, lecz nie umiałam, nie umialam tak dobrze kłamać...
- Ja Lana McCarthy biorę sobie ciebie...
Zaczęłam z trudem opanowując drżenie głosu,wodząc wzrokiem po każdym zakamarku kościółka byle tylko nie spojrzeć na niego.
Poczułam jak po moim ciele rozlewa się fala gorąca, palącego żaru. Zamrugałam parokrotnie, lecz nic się nie zmieniło.
To spojrzenie...
 Pod powiekami zebrały się łzy...
Serce zadrżało.
Nasze spojrzenia się spotkały.
Odwróciłam głowę i rozchyliłam usta, chcąc kontynuować
przysięgę...
_________________________
 Dobry wieczór kochani !!!
 Jak Wam minął pierwszy dzień tygodnia ??
Z góry przepraszam za porę dodania rozdziału, ale...zajął mi on zdecydowanie najwięcej czasu ze wszystkich jakie dotychczas napisałam.
Powiem jednak nieskromnie, iż jestem z niego dumna, bowiem jest to trzeci z czterech najważniejszych rozdziałów tego opowiadania.
Domyślacie się kto stanął w drzwiach kapliczki, prawda ?
Czytajcie, piszcie Wasze opinie, wracajcie w czwartek i pamiętajcie :
I love you so, so much !
<3
:*

sobota, 24 października 2015

Rozdział 38

   Jeden list.
Sto słów,
sto słów prawdy,
sto słów prośby.
O sto słów za wiele...
Z płytkiego snu gwałtownie wyrwał mnie złowieszczy pogłos tłukącego się szkła, który następnie stłumiły ostre słowa Szwajcara. Przełykając głośno ślinę z nagłym ściskiem u podbrzusza przywarłam plecami do chłodnej satyny prześcieradła i zaciskając palce na materiale kołdry nasłuchiwałam odgłosów, dochodzących z dołu.
Znalazł go...- przemknęło mi przez głowę, a wziąwszy głęboki oddech z trudem uniosłam się na łokciach i rozejrzałam z rozpaczą po zacienionym wnętrzu sypialni. Niewątpliwie znalazł list Bruna, a to znaczyło iż wszystko co mu powiedziałam, przysięgałam i czego się przed nim wyrzekałam obróciło się przeciwko mnie...
(...)
- Jak mogłem tak cholernie się mylić...
Szepnął i spoglądając na mnie z żalem zacisnął palce na zapisanym skrawku śnieżnobiałego papieru.- Jak mogłem pomyśleć, że...- przerwał na moment po czym przełknąwszy ciężko ślinę, krzyknął.- jesteś szmatą ! Rozumiesz ?!
 Egoistyczną, zakłamaną szmatą !
- Przestań !
Załkałam cicho, co jeszcze bardziej rozsierdziło ogień jakim teraz trawiło mnie jego zaszyfrowane spojrzenie.
- Ja mam przestać ?!
Odparł, a postąpiwszy krok ku mnie, dodał.- Dlaczego ?!
Czego ci nie dałem ?!
Czego, do cholery ci brakowało ?!
- Chcesz wiedzieć ?!
Krzyknęłam czując jak rozpacz gwałtownie zmienia się w pustoszącą każdy skrawek mnie, złość.- Brakowało mi kogoś kim ty nigdy nie umiałeś być !
Brakowało mi...kogoś kto umie kochać nie siebie, a mnie bo, ty
nigdy tego najwidoczniej nie umiałeś !
 Wrzasnęłam, wbijając w niego nienawistne spojrzenie, w jednej chwili moja glowa za sprawą silnego uderzenia odwróciła się w bok, a policzek pokryła piekąca purpura. Zacisnąwszy powieki wciągnęłam gwałtownie powietrze pozwalając by, rubinowa skóra splamiona została kryształem łez,odwróciwszy się na pięcie biegiem ruszyłam ku klatce schodowej. Potykając się niemal, o własne nogi wpadłam w mrok sypialni i narzucając na siebie pierwsze, lepsze ubrania wpakowałam kilka z nich do niewielkiego, ciemno-szarego plecaka by, następnie nie dbając nawet, o ułożenie włosów, czy jakikolwiek makijaż pędem przebrnąć przez schody, chwycić w biegu polarową bluzę i trzasnąwszy drzwiami opuścić dom. Nie zwalniając kroku zostawiłam za plecami podwórze, po chwili pospiesznie przecinając jedną z pobliskich posesji.
 Choć starałam się jak mogłam w mojej głowie nieprzerwanie rozbrzmiewał jego głos, z którym wiatr uderzał w moją twarz, przynosząc  wciąż  na nowo moje imię, a tym samym przepełniając serce odwagą.
Miara się przelała, a ja byłam ostatnią, która w tej chwili miałaby, zapłakać nad rozlanym mlekiem...

                                                                 *      *      *
 Przesunąwszy palcem po ciemnym ekranie dotykowego telefonu usadowiłam się w niewygodnym siedzisku jednego z porannych pociągów jakie z tej stacji rozjeżdżały się do wszystkich pozostałych stanów w USA i wsparłszy głowę na zziębniętej dłoni napisałam wiadomość do Jane.:
 ,, Kiedyś ci to wytłumaczę, ale teraz...po prostu mnie nie szukaj."
Tak jak się spodziewałam już chwilę później urządzenie przeszyła wibracja, a na wyświetlaczu ukazało się imię przyjaciółki. Rozłączywszy je pospiesznie wyciszyłam dźwięk, a wyłączywszy w zupełności, wepchnęłam komórkę głęboko w jedną z przepastnych kieszeni granatowej bluzy, której kaptur teraz nasunęłam mocniej na głowę, złudnie odcinając światu dostęp do szargających mną emocji.
(...)
 Przeciągnąwszy się z odrętwieniem, omiotłam spojrzeniem opustoszały przedział i zatrzymałam spojrzenie na wpatrzonych w moją osobę niebieskich źrenicach starszego, przygarbionego mężczyzny, którego drżąca dłoń, nieprzerwanie zaciśnięta spoczywała na moim ramieniu.
- Pani wybaczy, ale to już ostatnia stacja.
 Szepnął, a jego twarz momentalnie rozświetlił troskliwy, pełen ciepła uśmiech.
 Odpędzając mruganiem pozostały  na powiekach sen skinęłam z wolna głową, dopiero po chwili dokładnie odbierając znaczenie wypowiedzianych przezeń słów.
- Gdzie więc jesteśmy ?
Wyszeptałam niemrawo spoglądając na granat wieczoru rozpościerający się za oknem pociągu, na co mężczyzna uśmiechnął się pogodnie i odparł.:
- Witamy serdecznie na dworcu głównym w samym sercu San Jose'.
 Przełknąwszy głośno ślinę zadrżałam oniemiała.
- S-San Jose'...?
Jęknęłam pod nosem i przetarłszy piąstkami oczy zerwałam się na równe nogi. Przewiesiwszy sobie plecak na ramieniu ruszyłam ku wyjściu by, już po chwili pozwolić otchłani wieczoru na zanurzenie mnie w swojej toni...
                                                   *      *      *
 Zanurzywszy dłonie w kieszeniach dżinsów stanęłam na balkonie najwyższego piętra jednego z tutejszych
 drapaczy chmur i zaciągnąwszy się głęboko chłodnym, nocnym powietrzem uśmiechnęłam się nieśmiało, gdy
w mojej głowie zamajaczyła myśl, iż Bruno prawdopodobnie byłby, ze mnie dumny...
Oto bowiem stałam na szczycie najwyższego budynku i z własnej, nieprzymuszonej
woli, przez zwykły kaprys patrzyłam z uśmiechem na panoramę miasta, oddalonego od domu o niemal pięćset kilometrów...
Nienawidziłam go za to co mi zrobił, nienawidziłam  z całego seca, a jednocześnie kochałam, szaleńczo kochałam, czyniąc z siebie tym samym po prostu niemądrą małolatę, zatraconą w swoim wyimaginowanym ideale...
Wciągnąwszy szybko powietrze zapatrzyłam się w złotawą łunę tętniącego nocnym życiem miasta, dlatego też gdy czyjaś dłoń spoczęła delikatnie na moim ramieniu moje ciało przeszył ostry dreszcz.
-  Przepraszam...- usłyszałam za plecami cichy, kobiecy głos, a odwróciwszy twarz w stronę, z
 którego dochodził zaciągnęłam się delikatnie kwiatową wonią znanego, damskiego perfum.- Ohh... coś...się stało ?
Zapytała, a jej szare źrenice poczęły wodzić z troską po mojej zalanej łzami twarzy.
- Wszystko w porządku, dziękuję.
Bąknęłam speszona, usilnie walcząc z kryształowymi kroplami, które od dłuższego czasu mimowolnie błądziły, po zarumienionych policzkach.
Powróciwszy spojrzeniem do panoramy miasta, ponownie zatonęłam w myślach, ponownie poddałam się w walce z rozpaczą...
- Nie uciekniesz przed tym...próbowałam Lano, próbowałam...
Szepnęła brunetka, a wszystkie moje mięśnie gwałtownie się naprężyły.
Skąd znała moje imię ?
Jak to możliwe, że wiedziała, o czym myślę ? I...
Kim była ?
Odwróciwszy się gwałtownie zerknęłam w jej stronę, a zdając sobie sprawę że zniknęła w ciemności zamrugałam zdębiała.
_______________________
 Dobry wieczór !
Przepraszam, iż rozdział pojawił się dopiero teraz, z niemal tygodniowym spóźnieniem, ale...nie byłam pewna co ma się w nim wydarzyć...
Spokojnie, to nie powtórzy się nigdy więcej !
Tak, więc...
Co myślicie, o rozdziale ?
Zaskoczeni ?
Chociaż troszkę ?
Piszcie proszę, co Wam na serduchach leży i koniecznie wracajcie w poniedziałek !
Love you !
<3

niedziela, 11 października 2015

Rozdział 37

    * Wspomnienie*

 - To nie wypali, Ryan...
Jęknąłem podenerwowany, podając chłopakowi niewielki woreczek wypełniony białym proszkiem, który ten od dłuższej chwili usilnie wciskał mi w ręce.
- Wypali...Po za tym chyba nie chcesz by, reszta dowiedziała się jak bezmyślnie pozbyłeś się ich pieniędzy, prawda ?
Przełknąwszy ciężko ślinę pokiwałem głową przecząco i przewróciwszy oczami z niezadowoleniem, wepchnąłem paczuszkę do tylnej kieszeni dżinsów po czym narzuciwszy na głowę kaptur ruszyłem ku ustalonemu miejscu spotkania. Tocząc bój z myślami podszedłem do opartego, o ciemne BMW szatyna i zatopiwszy palce w kieszeni spodni, wyjąłem zeń to na co się umówiliśmy.
- Nieźle...
Mruknął zielonooki i obróciwszy podarek między palcami zerknął na mnie spod byka.- Ile za to 
chcesz, Bruno ?
- Tyle, na ile się umawialiśmy, Matt.
Prychnąłem oschle i odwzajemniając nienawistne spojrzenie, skrzyżowałem ręce na klatce.
- Niech będzie...- mruknął lekceważąco, wpychając między zęby papierosa i podając mi kilka zmiętych banknotów, które swoją drogą i tak nie załatają mojej pożyczki... Przeliczywszy pieniądze odwróciłem się na pięcie i poprawiwszy kaptur ruszyłem z wolna po brukowym parkingu, gdy zatrzymał mnie jego zachrypnięty, nieprzyjemny głos.
- Ej ty !
Odwróciwszy się ku niemu, skinąłem delikatnie głową chcąc by, wyjaśnił  powód dla którego nie pozwolił mi po prostu odejść.- Słuchaj...co powiesz na mały interes ?
Wziąwszy głęboki oddech rozchyliłem wargi chcąc odeprzeć, ów propozycję lecz nim z mojego gardła dobył się jakikolwiek głos mężczyzna rozwinął swój zamysł.: Ty potrzebujesz kasy, my...
Przerwał na moment jakby dokonywał oględzin, czy na pewno jestem wart dobicia interesu, a gdy dołączyli do niego pozostali towarzysze, dokończył:...potrzebujemy pomocy bo, widzisz...to złotko- sapnął kpiąco i unosząc paczuszkę na wysokość swojej głowy, dodał :...musi trafić do rąk własnych.
- Nie.
- Zastanów się. Cena jest wysoka...- wychrypał, ze złośliwym uśmieszkiem, a widząc moje zawahanie, dodał.: Wystarczająco wysoka by, nikt nie zauważył twojej małej pożyczki.
Poczułem jak na te słowa moje ciało zalewa nagła fala gorąca, tchnięty nagłym impulsem postąpiłem krok ku niemu i uścisnąwszy mu dłoń, odparłem stanowczo.:
- Stoi...
* Koniec wspomnienia *
- Z każdym kolejnym interesem było coraz łatwiej, zyskiwałem ich zaufanie, a oni chłopca na posyłki. Wkrótce potem zwróciłem na konto zespołu wszystkie pieniądze, Ryan się nie wygadał i wszystko względnie szło po dobrej myśli...aż do czasu tej przeklętej imprezy w Las Vegas...
Uciąłem i zaciągnąwszy się używką zerknąłem na przyglądającego mi się z uwagą Phila.
- Więc...co się stało, że tak zyskałeś w ich oczach ?
Zapytał, a rzuciwszy mi ukradkowe spojrzenie na powrót zatopił spojrzenie w szarówce nadchodzącego wieczoru. Westchnąwszy głęboko na moment zacisnąłem wargi i błądząc spojrzeniem po poszarzałym nieboskłonie zastanawiałem się nad sensem wprowadzania przyjaciela, w bądź co bądź nieprzyjemne epizody mojego życia.
- Z czasem zyskiwałem wśród nich posłuch, ja wyświadczałem przysługi im, oni mnie. To zabawne, ale ci chłopacy chyba...pomogli mi wydostać się z dołka po śmierci matki...
Odparłem, wnet czując jak na wspomnienie tamtych dni moje gardło doznaje gwałtownego ścisku.- Potem oddawałem się Wam, zespołowi i muzyce...to pomagało, odbiłem się od niszy na jaką oni mnie sprowadzili i zapomniałem, ale gdy ponownie zabrakło pieniędzy, a Ryan wyskoczył z tą swoją idiotyczną propozycją jak kretyn na nią przystałem...Potem poszło z górki, przeszukanie, przesłuchanie, sąd, wyrok, odwołanie...
- A Lana ?
Na dźwięk jej imienia w mojej piersi gwałtownie podniósł się bolesny zamęt, a myśli mimowolnie powróciły do pamiętnego, deszczowego popołudnia.
- Miałem...pomyślałem, że jeśli uda mi się do niej zbliżyć będę miał większe szanse na wygranie tej sprawy, albo nawet sprowadzenie jej poza salę sądową. Flirtowałem z nią bo, zauważyłem że to działa. Do pewnego czasu to była tylko zabawa, potem...przywiązywałem się do niej, zakochiwałem się w jej delikatności, dotyku, w tym jaką silną choć zamkniętą w sobie jest kobietą...Zakochałem się w niej i pozwoliłem...by, ona zakochała się we mnie...wiedziałem, że ją zranię, ale mimo to myśl, o złudnym jej posiadaniu była zbyt kusząca... Tak, jestem...zwykłym dupkiem, ale kocham ją i zrobiłbym wszystko by, móc cofnąć czas...by, wyznać jej prawdę...
- Zrób to.
- Co ?
Mruknąłem zdumiony, gwałtownie skupiając na nim całą uwagę.
- Idź do niej i powiedz jej wszystko to, co powiedziałeś mnie.
- Ona nawet nie chce mnie widzieć !
Odparłem, podnosząc głos i posyłając mu niezrozumiałe spojrzenie.
- W takim razie napisz jej to.- Zasugerował, usilnie wychwytując mój rozbiegany wzrok.- Napisz jej w liście wszystko to, co chcesz by, o tobie wiedziała, a czego ona nie chce słuchać.Wyznaj jej prawdę... to...może ją zaboleć, ale...pomoże wam obojgu.
Dokończył i obdarzywszy mnie przyjaznym uśmiechem bez słowa skierował się ku tylnym drzwiom budynku...
                                                  *      *      *

 Przełknąwszy głośno ślinę z kołatającym w piersi sercem stanąłem przed drzwiami domu szatynki i zaciskając palce na białej kopercie zapukałem doń delikatnie.
- Czego chcesz ?
Podniósłszy wzrok z trudem spojrzałem w kipiące złością źrenice Jane.
- Czy...ona jest w domu ?
Odparłem niemal szeptem, usilnie utrzymując spojrzenie w ognistych źrenicach dziewczyny.
- Jesteś...bezczelnym dupkiem !
Warknęła postępując krok w moją stronę i ostentacyjnie przymykając dotychczas uchylone drzwi.- Jak możesz...uhh ! Jak po tym co jej zrobiłeś możesz tutaj przyjść i tak po prostu spojrzeć jej w oczy ?!
Rozchyliwszy wargi szukałem w sobie siły by, odeprzeć jej gwałtowny atak, lecz nim jakiekolwiek słowa wydobyły się z zaciśniętego gardła do mich uszu doszedł przytłumiony głos szatynki.
- Zostaw ją w spokoju...
Ucięła krótko i cofnąwszy się do zacienionego korytarzyka domu pchnęła dłonią masywne, drewniane drzwi.
- Po prostu jej to daj...
Szepnąłem wkładając jej w dłoń kopertę i szybkim krokiem opuszczając podwórze.
(...)
  Przekręciwszy klucz w zamku westchnęłam głęboko i opatulając się szczelniej długim, czarnym swetrem ruszyłam do salonu, gdzie czekały na mnie do połowy opróżnione miseczki z popcornem i pusta butelka soku jabłkowego by, już po chwili pozbywając się resztek jedzenia i niepotrzebnych opakowań pozostawionych w kuchni podczas co miesięcznego wieczoru filmowego, jaki wraz z Jane wyprawiałyśmy w wybraną sobotę miesiąca z uśmiechem oprzeć się, o szklany blat wysepki na środku kuchni i omieść wzrokiem świeżo uprzątnięte pomieszczenie. Przesuwając wzrokiem po przetartych blatach i wypolerowanych szafkach moją uwagę wnet przykuła jaśniejąca bielą koperta, spokojnie zalegająca za ciemnym czajnikiem. Odstawiwszy do zlewu trzymany w ręce kubek jednym susem dopadłam do szafki i położywszy opakowanie na blacie przed sobą poczęłam dopatrywać się nań nadawcy.
W końcu po bezowocnych poszukiwaniach z narastającą ciekawością rozdarłszy biały papier rozłożyłam przed sobą zapisaną dokładnym, pochyłym pismem kartkę i rozpoznając wnet jego charakter drżącymi palcami przesunęłam po gładkiej powierzchni rękopisu. Wziąwszy głęboki oddech ujęłam kartkę pomiędzy palce i zsunąwszy się na ziemię, obok aneksu skierowałam spojrzenie na pierwsze słowa listu...
"
       Droga Lano !
   Sam nie wierzę, że piszę ten list, ale jeśli go czytasz to znaczy, iż było warto...
Pomyślałem, że skoro to kłamstwo mi ciebie odebrało, dalsze oszustwa i tak mi Ciebie nie przywrócą, dlatego też chcę byś znała prawdę...całą prawdę.
                                                                      ..."

Wnet zamek w drzwiach wydał głośny jęk, przerażona gwałtownie podniosłam się z podłogi i szybkim ruchem poskładałam kartkę by, następnie pospiesznie wpakować ją do tylnej kieszeni dżinsów. Przetarłszy twarz dłonią przebiegłam palcami po włosach i wciągnąwszy powietrze nosem zerknęłam w ciemne źrenice stojącego na przeciwko mnie bruneta...
______________________________________________

Dobry wieczór kochani !
 Oto jest kolejny rozdział.:)
Mam nadzieję, że będzie on odpowiedzią na nurtujące Was pytania...
Alee...
Przejdźmy do spraw ważniejszych, a mianowicie...                                
urodziny Bruna !!!!!
Bowiem Seksowny Smok skończył 30 lat !
Happy Birthday, honey !
Kto pił zdrowie brązowookiego ?
Czytajcie, komentujcie i wracajcie w przyszłą niedzielę !
:*
<3





niedziela, 4 października 2015

Rozdział 36

 Zapominanie, o miłości jest jak próby oddychania pod wodą...
Teoretycznie możesz wziąć oddech, a praktycznie musisz pozostać w bezdechu by, nie pozwolić sobie utonąć...
- Jest piękna...
Szepnęła Jane z uśmiechem podziwiając srebrzystą biel, rozkloszowanej sukni, na której powierzchni swój taniec rozpoczęły złote refleksy późno popołudniowego Słońca. Okręciwszy się dookoła ostatni raz rzuciłam okiem na dziewczynę po drugiej stronie lustra, po czym z głębokim westchnieniem zwróciłam się do przyjaciółki.
- Ona...nie będzie mi przecież potrzebna. Po za tym na pewno kosztuje fortunę...
Ta jednak słysząc, ów mizerne wymówki jedynie spojrzała na mnie spod byka i potrząsając delikatnie swą hebanową grzywą zagadnęła jedną z młodych ekspedientek...

                                                     *      *      *

 Przestąpiwszy próg domu, z uśmiechem zaciągnęłam się słodkim zapachem dopiero co upieczonych ciasteczek maślanych i rzuciwszy torby z zakupami na łóżko w swoim pokoju, zbiegłam w podskokach do kuchni, gdzie mama akurat rozlewała do kubków świeżo zaparzoną herbatę.
- Jestem...
Bąknęłam zasiadając do stołu, obejmując palcami naczynie z parującym napojem i z uśmiechem pozwalając by, jego temperatura przelała się na moje dłonie.
- Dobrze...Ahh ! Właśnie, kiedy was nie było dzwonił...Matt ? I pytał, czy zdecydowałaś się na jego propozycję...
 Poczułam jak wszystkie moje mięśnie gwałtownie się zaciskają, a na twarz wlewa się fala nieznośnego gorąca.
- Kto to taki ?
Z rosnącego zamętu wnet wyrwał mnie zaciekawiony głos kobiety, która teraz z delikatnym uśmiechem, wspierając dłonie na blacie stołu uważnie przemierzała wzrokiem centymetry mojej twarzy.
- Too... znajomy z wieczoru panieńskiego.
Szepnęłam usilnie podtrzymując w myślach mur zapomnienia, który budowałam od kiedy moje oczy po raz ostatni utonęły w morzu kawy, pod powiekami Hawajczyka...- Co odpowiedziałaś ?
Zapytałam, powstrzymując mruganiem pieczenie pod powiekami, spod których ostatnimi czasy łez wytoczyło się zdecydowanie zbyt wiele.
- Powiedziałam, że oddzwonisz...
Słysząc te słowa moje oczy zatoczyły teatralne koło, a z płuc uszło całe wstrzymywane  weń powietrze.
- Lana...kochanie, nie wiem co stało się w tamtą sobotę, ale...nie możesz przez jednego chłopaka zamykać się na cały świat. Rozumiem, że stał się dla ciebie...
- Mamo...
Przerwałam jej cicho, w myślach prosząc by, umiała czytać mi w myślach.
- Ohhh...przepraszam, masz rację może posunęłam się za daleko, ale miałam na myśli jedynie to iż powinnaś wziąć oddech, zabawić się, zapomnieć...choć na chwilę. A ta impreza to idealna okazja.
- Dobrze, dobrze pójdę...
Uległam, a dopijając w pośpiechu parujący napar, ruszyłam ku klatce schodowej.
Mathew : No proszę ! Czekałem, aż oddzwonisz...
Lana : Cześć.. Rozumiem więc, iż zaproszenie wciąż aktualne ?
Upewniłam się, mimowolnie wpuszczając na wargi delikatny uśmiech.
Mathew : Oczywiście. W takim razie podjadę po ciebie, o ósmej, co ty na to ?
Lana :  Nie...nie nadrabiaj tyle drogi tylko po to by, przyjechać po mnie.Spotkajmy się na miejscu.
Odparłam z przekonaniem, a słysząc wahanie w jego głosie, pospieszyłam z zapewnieniem iż to najlepszy pomysł również na zaoszczędzenie czasu, co finalnie zdusiło w szatynie wszelkie zaczątki sprzeciwu...
(...)
 Ułożywszy dłonie na muskularnych ramionach zielonookiego pozwoliłam by, spokojne rytmy utworu rozkołysały moje biodra, po czym odchyliwszy nieznacznie głowę zerknęłam na wpatrzone we mnie źrenice mężczyzny.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz ?
Zagadnęłam obdarzając go jednym z nieśmiałych uśmieszków i delikatnie zaciskając palce na jego barkach.
- Pięknie wyglądasz.
Szepnął, gwałtownie zmniejszając odległość między naszymi ciałami i zsuwając dłonie, miarowo na moje pośladki.
- Eeemm...Dziękuję, ale...
Wydukałam zamurowana i poczęłam z wolna wyswabadzać się z rosnącego w silę uścisku jakim zaczął mnie obdarzać.
- Na prawdę mnie nie pamiętasz, co ?
Sapnął, opiewając moją szyję swym gorącym oddechem.
- Słucham ?
Szepnęłam wciąż nie umiejąc zrozumieć nagłej zmiany w zachowaniu mężczyzny.
- Jesteś taka bezbronna, łatwa do podejścia...Myślałaś, że z nami się tak po prostu zrywa ?
Kontynuował, coraz silniej napierając na moje ciało.
- O czym ty mówisz ?
Zapytałam lecz nim uzyskałam odpowiedź ktoś inny z impetem okręciwszy mnie wokół własnej osi ujął mnie w talii i przybliżywszy swe usta do mojej szyi, mruknął chrapliwie.:
- Tęskniliśmy maleńka...
Słysząc te słowa na moje plecy momentalnie wlała się fala gorąca, a umysł nawiedziły traumatyczne wspomnienia...
Późny wieczór, ciemny zaułek, chłodna ściana, bolesny dotyk...
- Zostaw.
Warknęłam gdy dłonie mężczyzny, tak jak uprzednio z siłą zacisnęły się na moich biodrach.
- Ciiii...wtedy ci się udało, ale teraz...już jesteś nasza, ślicznotko.
- Puść.
Nalegałam, coraz silniej wyszarpując się z jego uścisku. Odchyliwszy głowę zerknęłam z niemą prośbą na Matta, ten jednak wzruszył tylko ramionami i jakby nigdy nic zniknął wśród grupki bawiących się ludzi. Z rosnącą paniką rozejrzałam się po twarzach otaczających mnie ludzi, wnet zdając sobie sprawę, iż rozpaczliwie się wyszarpując nawet nie zarejestrowałam faktu, iż mężczyźni coraz silniej odciągają mnie od parkietu i potencjalnych spojrzeń, ciekawskich imprezowiczów.

                                                       *      *      *
- Pozwoli pan, że odbiję.
Usłyszałam za sobą tak dobrze znany mi głos, po czym moją dłoń subtelnie  ujęły jego palce.
- Hernandez...
Warknął jeden z moich ,,oprawców", a po moim karku przegalopowało stado chłodnych dreszczy, uniósłszy głowę niepewnie zerknęłam w oczy Mulata, po czym ponownie zmierzyłam wzrokiem grupę rosłych facetów.- ...myślałem, że już ci się znudziła zabawa w rycerza w lśniącej zbroi...
- Nie zaczynaj. Dobrze wiesz, że sprawy pomiędzy nami w niczym nie dotykają Lany...
Warknął brązowooki po czym objąwszy mnie w talii poprowadził ku wyjściu z klubu. Gdy tylko przestąpiliśmy jego próg, stanowczo wyrwałam się spod jego dotyku i założywszy ręce na piersi wbiłam w niego karcące spojrzenie.
- A więc to było kolejne kłamstwo ?
Odparłam chłodno, na co wzrok chłopaka momentalnie powędrował ku ziemi.- Z resztą nie ważne. Po kimś takim jak ty można się spodziewać wszystkiego.
Warknęłam z pogardą i odwróciwszy się na pięcie ruszyłam wzdłuż szerokiego, zaludnionego chodnika.
- Zaczekaj !
Usłyszałam za sobą jego głos i hamując kołatanie serca przyspieszyłam kroku.
- Nie chcę cię znać !
- Wiem, ale proszę porozmawiajmy.
- Nie mamy, o czym...
Stwierdziłam i zatrzymując ruchem ręki jedną z pędzących taksówek zostawiłam go pośród tłumu ciekawskich spojrzeń.
   Leżąc już w łóżku poczęłam się zastanawiać, co właściwie powinnam teraz zrobić i jak uratować swoje przyszłe małżeństwo, jednak gdzieś z tyłu głowy pozostawała ciekawość...
Dlaczego ci mężczyźni go rozpoznali, czemu tak ostentacyjnie odpuścili i co na prawdę ukrywał przed światem Hawajczyk ?
_____________________
 Po pierwsze przepraszam Was za spóźnienie... nawet nie mam czelności by, Wam ponownie podawać mizerne wytłumaczenie...dlatego też po prostu przepraszam.
Po drugie ogromnie Wam dziękuję za te ponad 4000  wyświetleń !
To bardzo, bardzo wiele dla mnie znaczy.<3
Po trzecie rozdział.
Jak wrażenia ?
Czy Lanie uda się zapomnieć, o Marsie ?
Na kolejny zapraszam Was dopiero w niedzielę...
Pozdrawiam cieplutko, piszcie co myślicie i wracajcie w przyszłym tygodniu !
<3<3